Plan na domek autonomiczny

Czasem pod filmami (tu albo na YT) dostaję różne dziwne komentarze, dotyczące tego, jak fajnie zapowiadało się to, co pokazywałem na videoblogu (np. budowa domku z gliny i słomy) i czym to się kończy (ścianami z płyt OSB). Że zrezygnowałem z wyważania otwartych drzwi i zamiast budować domek autonomiczny, podłączam sobie wodociąg.

Jak się nad tym zastanawiam, to wychodzi mi, że to moja wina, bo za mało mówię o tym, co się wokół budowy tego autonomicznego domku w moim życiu dzieje. A to przecież właśnie z tego względu zmieniają mi się plany.

Oryginalny plan, który przyświecał kupieniu działki kilka lat temu, zakładał budowę tam domu jednorodzinnego i przeprowadzkę. W tamtym momencie mieszkałem od działki jakieś 30 minut drogi, więc mogłem sobie tam co weekend w sezonie jeździć na trochę i spędzać tam miło czas w kamperze.

Na tamten moment nie było mnie jednak stać na budowę domu za gotówkę a wzięcie kredytu też byłoby dla mnie ryzykowne, dlatego się ostatecznie na to nie zdecydowałem. Codziennie dojeżdżałem do Warszawy do pracy i perspektywa przeprowadzki na wieś i dojeżdżania do Warszawy stamtąd była przerażająca. Cały czas jednak przewidywałem, że na działce docelowo powstanie taki domek, a ja będę tam mieć m.in. ogród. I w tym celu zaczynałem  na przestrzeni pierwszych odcinków przygotowywać działkę.

Z czasem okazało się, że na działce cholernie brakuje jakiegoś stałego obiektu, w którym można byłoby cokolwiek zostawić. Kamper był samochodem bardzo pojemnym, ale wożenie wszelkich narzędzi ogrodniczych choćby było dość kłopotliwe. A zwłaszcza kłopotliwe było zostawianie ich gdzieś na czas wakacyjnego wyjazdu, na którym były zupełnie niepotrzebne.

Zaczęliśmy więc rozglądać się za czymś, co by się do tego celu nadało. Z początku myśleliśmy o domku holenderskim.

Potem jednak zafascynowała mnie technologia strawbale i uznałem, że z pomocą gliny i słomy będę mógł zbudować sobie tani domek na działce. Rozrysowałem sobie więc mały domek gospodarczy, który miał zostać wybudowany na zgłoszenie, bez pozwolenia na budowę. Nie mógł to być garaż (garaże wymagają pozwolenia), ale taką właśnie funkcję zaplanowałem mu na przyszłość. Tymczasowo miał służyć choćby do schowania przysłowiowych grabi, a docelowo — po zmianie sposobu użytkowania — miał zostać garażem. Przewidywałem także rozbudowanie go o drugą część, która stałaby się częścią warsztatowo-gospodarczą.

To dlatego właśnie domek stoi tak niezbyt fortunnie i ma taki dziwny jednospadowy dach. Gdybym planował, że ten domek będzie już na zawsze samodzielny, to zrobiłbym pewnie dach dwuspadowy, albo spadek zrobiłbym w drugą stronę, żeby móc sobie na dachu zamontować np. baterie słoneczne czy kolektory.

Budowa miała ruszyć w drugiej połowie 2010 r., ale okazało się, że zwyczajnie nie jestem w stanie jej rozpocząć, bo nie ma mi kto pomóc. Głupia sprawa, nie załatwiłem sobie na czas pomocy, a sezon budowlany minął.

Sprawa się skomplikowała tym bardziej, że latem 2010 r. przeprowadziłem się do Warszawy i nagle dojazdy na działkę stały się znacznie trudniejsze. Później jeszcze w moim życiu było sporo zmian i tym sposobem okazało się, że w 2011 r. też budowa ani trochę nie posunęła się do przodu.

A słoma kupiona jeszcze w 2010 r. sobie na działce leżała i gniła. Co akurat niespecjalnie mnie martwiło, bo przecież zawsze można ją wykorzystać do zaściółkowania ogrodu.

Budowa ruszyła dopiero wiosną 2012 r. Szybko jednak (latem) okazało się, że prowadzenie jej w 2-3 osoby w trybie weekendowym jest niemal niemożliwe. Ze względu na zmiany w życiu zawodowym wyszło na to, że nie dam rady wygospodarować 2-3 tygodni, które mógłbym spędzić na działce latem, by postawić ściany ze słomy i gliny. A ponieważ zależało mi na tym, by domek został zamknięty do zimy (co prawie) się udało, trzeba było ostatecznie zrezygnować z gliny i słomy i kupić płyty OSB.

I dlatego teraz mam domek o konstrukcji szkieletowej, który będzie mieć ściany ocieplone wełną mineralną ukrytą między dwiema warstwami płyt OSB.

Trochę ewoluowała też koncepcja wykorzystania odnawialnych zasobów i uczynienia tego domku autonomicznym. Początkowo nie brałem tego pod uwagę. Docelowo autonomiczny miał być dom mieszkalny, który miał być postawiony później. I to też nie stałby się taki od razu, w pierwszym sezonie, tylko kolejne elementy złożonego systemu byłyby dodawane wraz z napływem luźnej gotówki.

Teraz jednak okazuje się, że najpewniej na przestrzeni najbliższych 5-10 lat nie będę w stanie wyprowadzić się tam na wieś, więc sensu budowania domu mieszkalnego nie ma. Domek zaś zostanie wyposażony tak, by w razie czego można było tam się wyprowadzić i zamieszkać.

Docelowo będzie możliwie uniezależniony od dostaw mediów z zewnątrz. Ale to nie oznacza, że mam się do nich nie podłączać.

Samo podłączenie się do prądu jesienią 2012 r. znacząco ułatwiło nam prace przy budowie. Wystarczy porównać, jak kłopotliwe było cięcie desek na dachu pilarką spalinową, a jak wygodne przycinanie płyt OSB z pomocą elektrycznej piły.

Podobnie z podłączeniem wody. Dla mnie żadnym problemem nie było przywiezienie ze sobą nawet 4 dużych baniaków wody do picia i oszczędnych kąpieli, ale ile można zrobić betonu wożąc ze sobą wodę z Warszawy? 😉 Koszt podłączenia do wodociągu był mniejszy od tego, co musiałbym zapłacić za wykonanie studni na działce.

Dlatego teraz koncepcja na autonomię budynku gospodarczego jest taka:

  • podstawowym zasilaniem jest prąd z sieci,
  • domek wyposażony będzie w baterie słoneczne, akumulatory oraz całą instalację na prąd stały (m.in. oświetlenie),
  • będą też przetwornice 12/230, aby móc zasilić normalne urządzenia elektryczne prądem z akumulatorów,
  • ale moc ich nie będzie wystarczająca, by móc np. zagotować wodę w czajniku elektrycznym, bo to nie ma żadnego sensu,
  • instalacja na prąd stały musi za to zapewnić dostatecznie dużo energii, by wszystkie systemy niezbędne w domku (np. oświetlenie, wentylacja) mogły funkcjonować bez przeszkód w razie braku zasilania,
  • podstawowym źródłem wody będzie wodociąg,
  • zapas wody oraz pozyskiwanie wody z deszczówki mają zaś zabezpieczyć przed jej brakiem,
  • ciepło będzie wytwarzane z pomocą akumulacyjnego piecyka rakietowego (rocket mass heater), ale uzupełniane przez elektryczne źródła — jak np. farelkę, którą będę mógł sobie zdalnie włączyć przed przyjazdem na działkę.

Wszystko po to, by w razie czego nie obudzić się z ręką w nocniku.

Wpis w kategorii Pozostałe, opublikowany przez Krzysztof Lis w dniu 07.07.2013.
Hasła tematyczne:

13 komentarzy do wpisu “Plan na domek autonomiczny”

  1. Gość pisze:

    Wszystko ok.Jednak uważam, że w tym momencie Twój blog traci rację bytu. Niestety, ale z autonomią ma to już niewiele wspólnego. Szkoda, bo z zaciekawieniem go czytałem :(Pozdrawiam.

  2. Krzysztof Lis pisze:

    Cóż poradzę… Na pewno nie będę zmieniać swoich planów związanych z działką i domkiem tylko po to, by zadowolić Czytelników bloga. 🙂

    Domek ma mi zapewnić autonomię w razie „gorszych czasów” i ten stan osiągnie zapewne tej zimy. Nie będzie komfortu, ale wszystkie potrzeby niezbędne do życia będzie zaspokajać.

  3. sprzedaż mieszkań w poznaniu pisze:

    Nie przejmuj się negatywnymi konsekwencjami;) Mi się blog podoba mimo, że ciut odszedłeś od swojego pierwotnego założenia;) Życzę powodzenia w dalszym tworzenia domku jak i bloga;)!

  4. Wojtek pisze:

    Również śledzę kolejne etapy domku i powiem, że bardziej jest mi bliższa koncepcja z płyt OSB (z takich płyt mam garaż) niż słoma i glina. Na pewno będę śledził temat instalacji prądu stałego i liczę, że nie opiszesz ją ze szczegółami. Ja u siebie mam jakieś zaczątki – na razie jest to stary (ale w dobrej kondycji) akumulator 80Ah 12V i światło na ośmiu 3 watowych ledach.

  5. Mierniczy pisze:

    Dom autonomiczny to taki, który posiada pełną autonomię, gdy wszystkie sieci przestaną funkcjonować.
    Pojęcie autonomiczności nie jest utracone, jeśli w czasach dobrych ze względu na niższe koszty korzystania z mediów od gestorów, pobiera się tanią energię właśnie od nich.

    Zalety takiego domu ujawnią się natomiast, gdy zapanuje drożyzna, strajk, wojna, czy gwałtowne zjawiska pogodowe zniszczą sieci przesyłowe. Oczywiście, najlepiej, żeby się nigdy o tym nie przekonywać. Analogicznie jak z poduszką powietrzną w samochodzie…
    W dom autonomiczny jednak warto inwestować…

  6. Marcin pisze:

    To jest naturalne, że plany wraz z czasem się zmieniają – jasne, że nie wszystko wychodzi według pierwotnej myśli. Mimo wszystko mi się podoba 🙂

  7. płyta warstowa pisze:

    cóż, często dopiero podczas realizacji naszych planów i założeń, okazuje się że musimy je mocno zmienić i nie ma w tym nic złego. To życie weryfikuje nasze plany.

  8. artp pisze:

    Hej
    Co z budową ? Cisza od 2012 mam nadzieję że się doczekam kontynuacji.
    Pozdrawiam
    A.

  9. Krzysztof Lis pisze:

    Ale jak to „cisza”? W tym roku opublikowałem już 3 odcinki. 🙂

  10. Martin pisze:

    Mam nadzieję, że CI się uda! Nie jesteś w stanie przewidzieć przyszłości, dlatego czasem trzeba zmienić swoje plany jak i priorytety!

  11. Jan pisze:

    Blogowi kibicuję od jego początku i cieszę się, że projekt nie upadł. W życiu, jak to w życiu raz jest lepiej, a raz gorzej. Najważniejsze, że powoli do przodu i marzenia wcześniej lub później stają się realne, czego autorowi bloga życzę, a krytykantom i hejterom mówimy stanowcze NIE 😉

  12. Zielony Prąd pisze:

    Również śledzę blog od początku i bardzo podoba mi się projekt. Oczywiście, że oprócz samej budowy do gry wchodzą też sprawy prywatne – niemniej jednak życzę wszystkiego najlepszego 😉

  13. DobraWentylacja pisze:

    Zgadzam się, projekt jest bardzo ciekawy i myślę, że z perspektywami na przyszłość. Wszystkiego dobrego 🙂

Pozostaw komentarz